„1983” to może być chwytliwa nazwa dla serialu Netfliksa, ale w gastronomii ta data nie kojarzy się z jakimiś wyjątkowo słodkimi wspomnieniami. To reguła, ale był jednak wyjątek. Właśnie w styczniu 1983 roku na piętrze pawilonu handlowego przy ZWM (dziś Romockiego „Morro”) otwarto Metro Cafe. Lokal-instytucję.
Gdyby tylko wiedział, na co zostanie przeznaczony, zapewne wydałby z siebie niemy okrzyk papierowej wściekłości lub zgiął się, zmiął, porwał w akcie desperacji. Ale nie wiedział, bo skąd miał wiedzieć? Swoim rewolucyjnym obliczem paryskiego komunarda Jarosław Dąbrowski zdobił Bilet Narodowego Banku Polskiego – Prawny Środek Płatniczy w Polsce o nominale dwustu złotych. Akurat tyle, aby starczyło na dwie porcje lodów cassate, dwie cole i dwie bezy. Rachunek za taką słodką ucztę pod koniec lat osiemdziesiątych wynosił 188 złotych – jak skrupulatnie wyliczał na forum portalu haloursynow.pl pan Xarek. No a gdzie pod koniec komunizmu można było dostać na osiedlu taki delikates jak Lody Cassate? Tylko w Metro Cafe (częściej wymawiane jednak Cafe Metro), jednej z pierwszych i najdłużej działających ursynowskich kawiarni.
Kiedy ją otwierano, na placu budowy metra dopiero przygotowywano się do wbicia pierwszych pali. Ale nazwa – trzeba przyznać – była pierwszorzędna. Godna Manhattanu, zresztą Cafe Metro też tam jest – sam widziałem. Lokalizację też miała doskonałą. Na piętrze pawilonu przy Związku Walki Młodych, z wielkim szyldem widocznym z całej okolicy. W lecie wystawiano ogródek, w porze chłodniejszej musiało wystarczyć wnętrze – ale spokojna głowa, dla wszystkich starczyło miejsca.
Do końca socjalizmu lokal doskonale prosperował, nawet mimo działającej w pobliżu konkurencji w postaci Baru Zbych i Cafe Oczko, które opisywałem tu. W nowe czasy kawiarnia wjechała dobrze znanym i sprawdzonym torem osiedlowej knajpki. Eklerki, pierogi, piwo żywieckie. Doczekała nawet otwarcia właściwego metra, ale wtedy – na przełomie wieków – szefowie uznali, że czas już na zmiany. Przeprowadzono remont.
W nowym wydaniu miała to być nasza lokalna Mała Ziemiańska. Na ustawionym w kącie pianinie przygrywał muzyk, w repertuarze znalazły się wieczory artystyczne: weźmy choćby jesień 2000 roku, kiedy co miesiąc w kawiarni pojawiał się cykl „Piosenki stare jak świat”.
Klasyczne stoliki z obrusem krytym szkłem zastąpiły eleganckie stoły, na ścianach zawieszono zdjęcia dawnej Warszawy.
Zmianie dekoracji nie towarzyszyła zmiana podejścia do klienta, a co mogło uchodzić w lokalu przypominającym skrzyżowanie Borewicza z Alternatywami nie dało się już obronić w knajpie z aspiracjami. Wyobrażacie sobie na przykład, aby widząc kilkuosobowe towarzystwo zabronić mu połączenia stołów w pustawym lokalu? Ja sobie nie wyobrażam, ja to widziałem. No więc musiało się skończyć tak, jak się skończyło: Cafe Metro dojechało do ostatniej stacji i tu pociąg do słodyczy zakończył bieg. Kiedy? No właśnie – może ktoś dokładnie wie? Ja bym obstawiał, że nie wydarzyło się to później niż w 2000 roku. Czyli lokal nie dożył chyba swoich dwudziestych urodzin, na co zresztą mam dowód. Po zamknięciu kawiarni w pawilonie działała restauracja Salsa. Znalazłem w prasie zaproszenie na bal sylwestrowy roku 2000:
Salsa też padła. Dziś w lokalu po Cafe Metro działa Centrum Bankietowe. Wstęp na tegoroczny bal sylwestrowy to już tylko 230 złotych od osoby. I trzeba przynieść własny alkohol, bo na miejscu nie podają.
Kawałek słodkich wspomnień jest tylko małą próbką głównego dania, które czeka w mojej książce „Czterdzestolatek. Historie z Ursynowa”. Serdecznie polecam do poczytania przy eklerce w osiedlowej kawiarni albo może do położenia pod choinkę prawdziwym miłośnikom lokalnej historii? Książkę kupicie u osiedlowego wydawcy, do każdego tak zakupionego egzemplarza dokładam dedykację, autograf i album „Witajcie na Ursynowie”. A do sklepu proszę tędy:
Przejdź do sklepu
Zdjęcie tytułowe pochodzi z artykułu w tygodniku „Kobieta i Życie” ze stycznia 1988 roku. Artykuł wkrótce udostępnię. Autorem fotografii jest znany fotoreporter Zenon Żyburtowicz. Przy okazji ciekawostka: moim zdaniem na tym zdjęciu jest fragment zielonego samochodu, który pojawia się też w tym samym miejscu na zdjęciu „Przed Cafe Metro” zrobionym cztery lata wcześniej.
…a Apteka nadal działa 😉
Apteka też ledwo zipie, otoczona ziko.
Spółdzielnia mieszkaniowa STOKŁOSY zabiła ten lokal nieprzytomnymi oczekiwaniami czynszowymi. Szkoda. Ale to miłe, że mieszkańcy nas jeszcze pamiętają 🙂
Pamietam herbatę dilmah i napoleonki z Hotelu Grand – bywałem codziennie aby słuchać muzyki z opery – lokal pachniał herbatą – było pysznie.
Salsa padla przed 2004. Pamietam,bo jako licealista bralem udzial w wyprowadzce tej knajpy.
Do konca zycia bede pamietac te duze jak przedramie banany,ktore robily za ziemniaki…
Apteka też ledwo zipie otoczona ziko