– Wydano 30 dag sera. 10 II 1981– liczne stempelki Megasamu z takimi adnotacjami zdobią moją starą Książeczkę Zdrowia Dziecka. Biały ser trzylatkowi należał się – widać – jak psu zupa. Tylko dlaczego po tę zupę rodzice pędzili mnie z Koncertowej (gdzie mieszkaliśmy) aż tu? Bo nie mieli wyboru, ot co.
Megasam był wówczas jedynym większym sklepem spożywczym, więc i szansa na ten przydziałowy serek była tu nieco większa niż w małym spożywczaku na Wiolinowej czy w Czerwoniaku.
Otwarcie Megasamu w sierpniu 1980 roku było wydarzeniem opisanym przez wszystkie gazety. Dziennikarze przyjeżdżali, pytali, sprawdzali czy wszystko już gotowe. – Projekt placówki, który przed kilku jeszcze laty można było uznać za nowoczesny, dziś nie wytrzymuje konfrontacji z potrzebami – smutno zauważał 14 sierpnia 1980 reporter „Expressu”. – Spacerując między pustymi regałami sklepowymi spotykamy p. Piotra Bogusławskiego, studenta III roku ASP, który wraz z trzema kolegami opracował w czynie społecznym projekt wystroju wnętrza Megasamu. – Co z tego, że wnętrze będzie atrakcyjnie urządzone, skoro na głowę kapie – przerywa wywody plastyka kierowniczka.
Kapało, to prawda. Brakowało personelu, na trzynaście kas działała połowa. Już pierwszej zimy ugiął się źle zmontowany dach, więc sklep trzeba było zamknąć i poprawić usterki. Trzecie urodziny uczcił fajerwerkami. Spalił się kawał magazynu i znów trzeba było remontować. Ale był. Codziennie tysiące klientów przychodziły po chrupiące kajzerki z charakterystycznych koszy napełnianych od góry, po mięso na kartki, po importowane holenderskie masło (czasem), po wódkę (ze stoiska za kratą otwieraną o trzynastej, zgodnie z obowiązującym prawem). Tylną część sklepu z bocznym wejściem (wciąż jest, choć zamknięte na głucho) przeznaczono na artykuły przemysłowe i odzież. Podświetlone kasetony zwisające z sufitu kierowały do poszczególnych działów.
Nocą na elewacji jaśniały aż cztery wielkie neony – chyba nie trzeba dodawać, że więcej ich na Ursynowie nie było. Frontowy i boczny białymi i niebieskimi rurkami układały się w napis MEGASAM, neon tylny każdego kierowcę na Puławskiej uświadamiał, że przejeżdża przez URSYNÓW. Nad bocznym wejściem wisiał jeszcze czerwony napis przypominający, że sklep należy do SPOŁEM. Widać go na zdjęciu procesji powyżej. Nie ma ktoś kilkudziesięciu luźnych tysięcy i nie zasponsorowałby może remontu neonów? Służę pomocą i kontaktami. Ale to dygresja, a została rzecz najważniejsza, choć dziś oczywista: sklep był samoobsługowy.
Dla sporej części ówczesnej dzieciarni gigantyczną atrakcją były więc wózki sklepowe, którymi można było szaleć po niezmierzonych przestrzeniach między pustawymi półkami – tylko uwaga na piramidy! Jeansy Pyramid?! Nie, to za chwilę. W sklepach spożywczych PRL zaobserwować można było ciekawą tendencję dekoracyjną: ze słabo sprzedających się konserw (najczęściej z groszku) budowano gigantyczne piramidy na końcach regałów. Takie jak w artykule poniżej.
A co do jeansów Pyramid, to pojawiły się tu oczywiście wraz z wielką transformacją, którą Megasam na szczęście przetrwał. Szybko podążył z prądem zmian, otwierając Pewex reklamujący się wielkim plakatem z panią kuszącą ruskiego oficera papierosem i hasłem: „poproboj Wiest!”, piękna gra słów mówiąca „spróbuj Zachodu”. I oto zachód mamy, Megasam wciąż działa i też czasem dzieciom kupię tam 30 dag sera. A tak na marginesie – idę o zakład, że gdy stawiano ten sklep czterdzieści lat temu nikomu nie przyszło do głowy, że aż tak długo wytrzyma i wciąż będzie działał.
W Megasamie książki też czasem sprzedawano, ale to raczej podczas kiermaszu. Dziś kiermasz trwa nieustannie w sieci, więc gdybyście mieli ochotę na więcej takich opowieści, to serdecznie polecam moją książkę, z której ten tekst właśnie pochodzi. „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Jeżeli kupicie w sklepie osiedlowego wydawcy, to dorzucamy autograf, dedykację i album „Witajcie na Ursynowie”.
Przejdź do sklepu
Pomysł uruchomienia neonów na megasamie jest świetny, znam prezesa mokpolu, pana Sylwka, porozmawiam…
W latach 81-83 co i rusz biegałem do Megasamu podawać wózki. Zawsze stała kolejka klientów a ja biegałem z wózkami oddawanymi (byle gdzie) na początek kolejki aby przyspieszyć ruch a po kilku „podaniach” samemu wejść po Ptysia lub półlitrowe lody Hortexu.
Powierzchnia Megasamu ewoluowała zgodnie z krajobrazem handlowym stolicy: w połowie lat 80. powierzchnia spożywcza zmniejszyła się o połowę a dostępne miejsce wynajęto pod szereg stoisk, m.in. kasety magnetofonowe (Lady Pank itp.), papierosy (m.in. John Player Special, Rallye itp.) i in.
Do końca lat 80. za Megasamem kwitł bazarek i skup makulatury i butelek. Z reguł kwadrans stania w kolejce z wózkiem pełnym butelek lub makulatury owocował drobnymi dla rodziców.
Brakuje zdjęć z wnętrza Megasamu, jeśli jakieś w ogóle są z tamtych lat.
Do dzisiaj z dawnych lat zachowała się chyba tylko podłoga z białymi kamyczkami.
Zdjęcia z wnętrza są i to z samego początku. Piękne, z uśmiechniętymi paniami i stoiskiem firmowym Camargo. Są jednak TYLKO w mojej książce „Czterdziestolatek”, bo kupiliśmy je w agencji z prawem jedynie do druku a nie do publikacji on-line.