Maryla Rodowicz opowiada o o życiu w dwóch pokojach z kuchnią, lokalni działacze snują wielkie plany własnej telewizji satelitarnej, „Elektroniczny morderca” w kinie Domu Sztuki. Witajcie na Ursynowie sprzed niemal równych trzydziestu lat. Oto pierwszy numer tygodnika „Pasmo”.
Zanim o tym pierwszym numerze, najpierw anegdotka z życia wzięta. Własnego. Szkoła numer 309, klasa piąta „D”. Lekcja. Pani od polskiego była szczerze zdziwiona. Otworzyła gazetę na trzeciej stronie i zapytała, czy to ja.
– No ja. Przecież jest napisane, że ja.
– Ale może napisał ci tata?
– Nie, ja sam. Tata przepisał na maszynie i zanieśliśmy do redakcji.
– No, no… – pani wciąż nie mogła wyjść z podziwu, że lokalny tygodnik „Pasmo” wydrukował list Maciusia z klasy piątej D szkoły na Koncertowej. Maciuś skarżył się redaktorom, że jak wraca po południu do domu (a lekcje na drugą zmianę kończyły się po szesnastej) to już jest ciemno i trochę strach iść samemu, a chciałby chodzić samemu, bo ma już jedenaście lat. No ale jest ciemno. Bo zimą musi być ciemno? Nie, wcale nie musi. Przed szkołą dwa lata temu zainstalowano latarnie. I tak stoją wciąż nie podłączone. Więc Maciuś pyta redakcję czy ta nie wie, dlaczego tak jest. Redakcja nie wie, ale drukuje list. I wkrótce do Maciusia przychodzi listonosz z poleconym. Ze Spółdzielni. Spółdzielnia tłumaczy „koledze” (tak tytułuje piątoklasistę), że już od dawna naciska na zakład energetyczny, aby włączył prąd. I teraz, skoro to już jest w gazecie, to może będzie łatwiej. Elektrownia „Pasmo” miała pewnie gdzieś, ale w końcu te nieszczęsne latarnie włączyła. Czyli może jednak wcale nie miała gdzieś? Gazeta to jest przecież siła!
O tym ostatnim doskonale wiedzieli lokalni działacze skupieni w Ursynowsko-Natolińskim Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym i uderzali, gdzie tylko mogli, aby skruszyć mur i stworzyć własny, ursynowski tytuł. Wyższe władze uważały, że to niemożliwe: jak to, lokalni aktywiści chcą wydawać niezależną gazetę? A „Życie Warszawy” nie starczy? A „Trybuna Ludu”? No właśnie o to chodzi. O życie kawałka Warszawy i trybunę ludu, ale tego lokalnego. W końcu stał się cud i w październiku 1987 roku ukazał się pierwszy numer pierwszej polskiej niezależnej gazety lokalnej pod tytułem „Pasmo”. Tytuł nawiązywał do obowiązującej wówczas w pismach urzędowych nazwy „pasmo ursynowsko-natolińskie” określającej to, co dzisiaj jest dzielnicą Ursynów. Redakcja początkowo mieściła się w piwnicy bloku przy Hawajskiej 15. Tam właśnie Maciuś z tatą zanieśli swój list w sprawie latarni. Później gazeta przeniosła się do pawilonu przy Dereniowej, gdzie do dziś pozostał po niej ślad na bramie. Ostatni etap prasowego życia „Pasmo” spędziło na Kabatach.
Tygodnik początkowo był płatny i sprzedawany w kioskach. Nakład rozchodził się na pniu, bo to naprawdę była dobra gazeta opisująca lokalne sprawy – a klasyczna teoria dziennikarstwa głosi, że stłuczka na rogu ulicy obok jest dla czytelnika tak samo ważna jak wypadek w centrum, karambol w innym mieście i katastrofa lotnicza w Chinach.
W redakcji same znakomitości: Andrzej Ibis Wróblewski, Marek Przybylik. Pasmo sukcesów „Pasma” trwało 13 lat. W 2000 roku zespół się pokłócił, podzielił i to w zasadzie był koniec epoki wielkiego etosu. Powstały konkurencyjne gazety: Passa, Południe, Południk 21, Nasza Metropolia. Ilość nie poszła w jakość a większość redaktorów zapomniała o przytoczonej wyżej klasycznej teorii dziennikarstwa i lokalne tygodniki traktowała jak trybunę – ale nie ludu, tylko własną, do głoszenia prawd objawionych najczęściej z dziedziny wielkiej polityki. Nie dziwne więc, że za takie treści nikt nie chciał płacić i gazety rozdawano za darmo w sklepach spożywczych i na stacjach metra. Zresztą do dziś większość z nich padła. Pasmo też zniknęło – ostatecznie w roku 2011.
Obok sześć stron z pierwszego numeru „Pasma”. Po kliknięciu każda z nich się powiększy, aby obejrzeć w pełnym rozmiarze, należy na powiększeniu kliknąć prawym przyciskiem myszy i wybrać „Pokaż obraz”. Albo zrobić to innym, własnym sposobem. Brakuje rozkładówki, na której Maryla Rodowicz opowiada o swoim ursynowskim mieszkaniu: – Dwa pokoje z kuchnią – wprawdzie duże – ale: syn chodzi do szkoły, musi mieć gdzie odrabiać lekcje, ja muszę mieć kąt do pracy (a praca piosenkarki to przecież głośna praca), mąż też chce gdzieś znaleźć azyl, no i jeszcze dwoje małych dzieci. Nie ma miejsca na szafy, pawlacze, wie pan, te normalne domowe potrzeby – notuje wyznania gwiazdy „Ibis” Wróblewski i pewnie nikomu jeszcze wtedy się nie śni, że jeszcze tylko dwa latka i wszystko się zmieni. A w tym 1987 było nawet podobnie. Zimna jesień, plucha i tylko zamiast Facebooka do zawierania kontaktów służyło Pasmo.
Powyższy tekst w dużej części pochodzi z książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”. Autor: Maciej Mazur, Wydawnictwo Myśliński, Warszawa 2017. Poniżej link do sklepu Wydawnictwa. Każda książka z dedykacją autora!
Przejdź do sklepu