„Łopotały chorągwie, na placyku ustawiła się przyczepa z duńskimi hamburgerami, przed pawilonem od rana przytupywała z zimna kolejka czekających” – tak wyglądało opisywane przez „Życie Warszawy” otwarcie pierwszego sklepu sieci IKEA w Polsce we wrześniu 1990 roku.
Traf chciał, że na początek Szwedzi wybrali Ursynów: pawilon przy Bacewiczówny 8, gdzie jeszcze niedawno działał klasyczny podupadający sklep z artykułami przemysłowymi i punktem repasacji pończoch (młodsze pokolenie niech sobie sprawdzi w Google co to za cudo), rozszerzony o część meblową. Okazało się bowiem, że spośród wszystkich pawilonów na Ursynowie tylko ten ma tak przystosowane wejście, że można przez nie przenieść szafę czy łóżko. Może to właśnie zdecydowało o wyborze lokalizacji dla IKEI?
Lepiej wybrać nie mogli… To znaczy: mogli. Do sklepu klienci walili z całej Polski, więc dojazd na Ursynów mógł im nastręczać trudności – zwłaszcza, że metro jeszcze wówczas nie działało, więc pozostawały autobusy: A, 502 i 177. Patrząc na dzisiejsze hipermarkety meblowe aż trudno uwierzyć, że to wszystko pomieszczono w niewielkim osiedlowym pawilonie. Wróć, oczywiście: nie wszystko. Nawet jeżeli była to jedna dziesiąta obecnej oferty IKEI, to i tak oznaczała dziesięciokrotnie większy wybór niż dotychczas. W 1990 roku nasze sklepy meblowe wciąż jeszcze funkcjonowały w poprzedniej epoce. Wizyta w najsłynniejszej Emilii rodziła tylko frustracje. Bo co z tego, że na trzech piętrach pełno towaru, skoro magazyny puste. Nic nie da się kupić, o czym informują kartki „ekspozycja stała”. Bardziej przypominało to jakieś muzeum niż dom meblowy, za czym zresztą doskonale podążało ówczesne wzornictwo usiłujące wcisnąć namiastkę szlacheckiego dworu do mieszkania z wielkiej płyty.
A tu, na Bacewiczówny, rewolucja. Wszystko jest, tylko trzeba samemu skręcać. Są też tkaniny, dodatki, proste i nowoczesne lampy. Przy wejściu czekają żółte torby na zakupy. Co odważniejsi lub bardziej gapowaci klienci wynosili je ze sklepu i z dumą paradowali z nimi po ulicy. W końcu ktoś wpadł na pomysł, aby torby też sprzedawać: świetny pomysł, plastikowy wór z IKEI wszystko zniesie, zagrozi nawet klasycznej siatkowej odpowiedniczce z bazaru.
IKEA na Ursynowie działała trzy lata. W czerwcu 1992 roku sklep zamknięto i przeniesiono w Aleje Jerozolimskie. „Ostatni klient wyszedł o godzinie 22. Aby dotrzeć do kasy, trzeba było odstać w kolejce około dwóch godzin. Każdy z kupujących miał co najmniej jedną olbrzymią torbę wypakowaną drobiazgami gospodarstwa domowego, szkłem, lampami, tkaninami. Ludzie kupowali na zapas i dlatego, że to okazja” – opisywało wyprzedaż zamykającą sklep znów „Życie Warszawy”.
Wszystko pięknie? No, prawie. Bo cóż, że ze Szwecji przyjechała wielka rewolucja meblowa, skoro była niepełna. Ursynowski sklep nie miał stołówki, a każdy przecież wie, że zakupy w IKEI bez klopsików z żurawiną pozostawiają spory niedosyt.
Zdjęcie tytułowe udostępniła IKEA. Tekst to fragment książki „Czterdziestolatek. Historie z Ursynowa”.
Autor: Maciej Mazur, 2017.
Książka dostępna w sklepie wydawcy, każdy egzemplarz z dedykacją autora:
Przed 1990r. był to sklep pod wodzą Społem?
A MarcPol był od razu w tym miejscu po IKEI?
Po zamknięciu IKEI zainstalował się tam jeszcze sklep meblowy, ale już polski. Może to był Paged? No nie pamiętam. Natomiast przed IKEĄ to był sklep SPHW wielobranżowy, nie taki zwykły spożywczak Społem.
Paged, zgadza się.
Przed Marcpolem był jeszcze Globi.
MarcPol to była patologia. Wstyd dla tych osób którzy wydali decyzję o tym aby ten sklep tu się otworzył.
Największą hańbą było to że taki sklep jak MarcPol funkcjonował w tym miejscu. To jest przykre jak ten sklep traktował klientów.