Jak wywalić 30 tysięcy w błoto? Możecie sprawdzić sami podczas krótkiej wycieczki do czegoś, co w zeszłym roku z hukiem otwierano jako „ogród zabaw”, miejsce stworzone, aby pobudzać pomysłowość dzieci. Dzieci nawet stanęły na wysokości zadania, gorzej z dorosłymi.
Rok temu wszyscy piali nad tym miejscem koło płotu bazy metra. W chaszczach przy Wilczym Dole wyrósł naturalny plac zabaw, realizacja szczytnej idei rzuconej przez miejskich aktywistów. Wilcza Górka to jest był „ogród zabaw”, czyli miejsce, które miało być tylko propozycją, zachętą, formą przygotowaną do zabawy. Samą zabawę tworzyli dla dzieci aktywiści w godzinach aktywności, a same dzieci po godzinach. Teoretycznie tak to miało wyglądać.
Urzędnicy byli zadowoleni, pomysłodawcy szczęśliwi a media przyklaskiwały. Rok po otwarciu „Wilcza Górka” idealnie nadaje się na ilustrację do bajki o złym wilku, który podstępnie pożarł szczytną ideę.
Jesienią zeszłego roku poszedłem testować to miejsce z 6-letnim dzieckiem. Było jeszcze zadbane. Wokół drzew wiły się wiklinowe gałązki, na ziemi wysypano ciekawą ścieżkę z różnych naturalnych materiałów. Odczucia syn miał podobne jak dziecko zabrane do ogrodu przez Halo Ursynów.
W dalszej części artykułu z lipca 2018 można się dowiedzieć, że „ogrody mają działać w sezonie letnio-jesiennym, planowane są tu zabawy z animatorami i spotkania edukacyjne. Fundusze na realizację całego projektu to około 150 tys. zł, więc na każde z pięciu miejsc przeznaczonych zostanie około 30 tys. zł.”
W tym roku albo zabrakło pieniędzy albo chęci albo jednego i drugiego. A może cały projekt był przewidziany na rok, więc gdy sezon minął, Aktywiści zajęli się innymi aktywnościami a ogród zjadł dzieciom zły wilk. Wyrwał materiał ze ścieżki, pozrywał wiklinowe gałązki, rozebrał konstrukcje. Zostały smętne pieńki i wydeptana górka. Oraz tabliczka informująca o realizowanym w tym miejscu szczytnym projekcie. Szanowni urzędnicy albo aktywiści – zabierzcie ją, bo daje zły przykład dzieciom.