Jeżeli chodzi o pogodę i krajobraz, to było jak dziś. I na tym podobieństwa z tym zdjęciem z lutego 1987 roku się kończą. Trochę na szczęście a trochę nie, bo jeżeli czegoś mi w tym obrazie żal, to wielkiego czerwonego A oznaczającego przystanek autobusowy.
Zdjęcie jest wręcz ikoniczne. Schyłek PRL. Roztopy, resztki lepkiego śniegu, błoto, skrzynia z brudnym piaskiem i ślicznie ubrana główna bohaterka pozująca pośrodku tego krajobrazu. To przystanek autobusowy na Rosoła przy skrzyżowaniu z Ciszewskiego. Pustawo tu trochę, prawda? Ulica Rosoła zwęża się w tym miejscu do jednego pasa i taką pozostanie na długie lata. Za nią, po lewej, wystają wielkie kadzie wytwórni asfaltu, o której pisałem tutaj. Perspektywę zamyka górka zwana dziś Psią. Pasjonaci komunikacji zwrócą jeszcze uwagę na wiszące na latarni podświetlane znaki drogowe. W środku były trzy żaróweczki i w nocy naprawdę to świeciło. Taka technologia. A teraz o tym A.
Uważam, że to był naprawdę dobrze trafiony znak. A oznaczające przystanek autobusowy, T oznaczające tramwaj i chyba także trolejbus. Proste i czytelne. Znaki tego wzoru wprowadzono w latach pięćdziesiątych, przy okazji wielkiej reformy kodeksu drogowego. Przetrwały do kolejnej wielkiej reformy z 1983 roku, kiedy to wymyślono ten klasyczny znak informacyjny z narysowanym autobusem. A nie można było tego zostawić? W Niemczech do dzisiaj używają podobnego znaku – zielonego H w żółtym polu oznaczającego Haltestelle.
Zdjęcie powyżej to kadr z serialu „Alternatywy 4” i przystankowy zestaw klasyczny z metalowym, dziurkowanym śmietnikiem i rozkładem jazdy, gdzie zamiast godzin odjazdów podawano tylko „kursuje co 20 minut, w godzinach szczytu co 10”. A na kolejnym kadrze mamy wersję luksusową.
Luksus oznaczał wiatę przystankową i podświetlany kaseton z rozkładem jazdy. Co prawda podświetlenie rzadko działało, a te wiaty stawiano trochę bez pomyślunku – bo ta akurat stoi na ostatnim przystanku przed pętlą Wyścigi – no ale przynajmniej na głowę nie padało i można sobie było na tę klasyczną dziewiętnastkę zaczekać. Częściej bowiem nasze przystanki wyglądały tak, jak ten z interwencji „Życia Warszawy”.
Pasażerowie wsiadający na Pięciolinii o wiacie mogli tylko pomarzyć, a wskutek działalności wandali nie było nawet gdzie usiąść. Nie to, co dzisiaj. Elegancka budka, ławka, minutowy rozkład jazdy. Tylko to 136 jeździ tak, jak wtedy – czyli jak chce. Niezależnie, czy na przystanku jest narysowany autobusik czy też nasze piękne, wielkie czerwone A.
Przystanki trolejbusów były oznaczane podobnie do tramwajowych, ale litera T miała na pionowej belce jeszcze dodatkowe pole z napisem „BUS” .
Też mi żal tych znaków przystankowych. Tym bardziej że jeżdżąc po Polsce mogłem wtedy sprawdzać czy są tylko PKS-y w danej lokalizacji czy już KM. Za to ciekawy był znak komunikacji miejskiej w miastach gdzie za taką komunikację odpowiadał PKS. Wtedy tabliczka również była typowa dla PKS ale miała obręcz i literkę „A” w środku. Obręcz i literka były granatowe. Tak było w Zakopanem, Kutnie, Turku
W Warszawie znak A (i analogiczny T) obowiązywał już w drugiej połowie lat 30. Pierwotnie był ażurowy – obręcz z wpisaną literą.