Lato 1969, „best days of my life”, jak śpiewał Bryan Adams. Na Ursynowie szumią łany zbóż, piękny dzień na romantyczny spacer. Mandarynki róg Migdałowej. Za kilka lat to wszystko się skończy. Te kilka lat to okres zawieszenia między wsią i miastem. Nie wszystko jednak później zrównano z ziemią, ślady tej wsi do dziś można gdzieniegdzie odnaleźć. Niektóre są nawet na tym zdjęciu.
Migdałowa na przykład. Jest jedną z nielicznych ulic, które zachowały swój dawny przebieg. Patrząc na zdjęcie tytułowe, stoimy właśnie na skrzyżowaniu ówczesnej Migdałowej z ówczesną Mandarynki, czyli dzisiejszej Migdałowej z dzisiejszą ulicą Lanciego, która po części przebiega śladem dawnej Mandarynki. Co to więc za drzewa mamy po prawej, za parą z rowerem? Tak, oczywiście. To Lasek Brzozowy. Lasek właściwy, nie ulica nazwana jego imieniem. Z tej strony jeszcze więc wieś, jeszcze drzewa, łąki i polne drogi. A gdy się odwrócimy?

Muszę coś zdradzić. Zdjęcie z parą nie jest z 1969 roku, tylko siedem lat późniejsze. Ale akurat o ile w tamtym kierunku to żadna różnica, to teraz widać już zapowiedź nowych czasów. Nasza polna Migdałowa biegnie sobie dalej w kierunku Nowoursynowskiej. Tamtędy zresztą pójdziemy obserwując, jak na horyzoncie wyrastają kolejne bloki, które odmienią oblicze tej ziemi. Na razie jednak słońce grzeje, świerszcze grają, chabry kwitną a prowadzony rower zostawia w piachu polnej drogi głęboką bruzdę. I tak oto doszliśmy do Nowoursynowskiej. Wreszcie jakaś utwardzona droga na tym Ursynowie, chociaż akurat Nowoursynowska utwardzona jest metodą klasyczną. Kocimi łbami. Skręcamy w lewo i musimy się pospieszyć, bo nam zaraz ucieknie autobus. Ten Jelcz z numerem 104 to jedyna linia, która łączy tę wieś z miastem.

Zdążyliśmy. Kierowca zgasił Popularesa, rzucił go w piach, wszedł do nagrzanego wozu. Ogórek warknął, burknął, wypuścił kłąb czarnego dymu i zaraz będzie ruszał z pętli na Nowoursynowskiej tuż obok kuźni. Kuźni dziś tu nie ma, ale tradycje metalurgiczne kontynuuje działający w tym miejscu mechanik o pięknej nazwie Spa-Bu-Mech. Przed jego warsztatem wciąż znajdziecie krąg kocich łbów na poboczu – to ślad po miejscu, gdzie pół wieku temu zawracał nasz ogórek. Podjedziemy nim kilka przystanków w stronę miasta i wysiądziemy przy SGGW. Tam czeka na nas spora pamiątka po latach pięćdziesiątych: zachowane osiedle pracowników Centralnej Szkoły Państwowych Ośrodków Maszynowych, która istniała na terenach dzisiejszej SGGW, zanim ta przeprowadziła się z Mokotowa na Ursynów.

Osiedle położone między Nowoursynowską i skarpą sąsiaduje od południa ze starym kampusem uczelni. Składa się z bardzo podobnych domków, ale uwaga – to podobieństwo tylko pozornie. W istocie w każdym z nich eksperymentalnie zastosowano inną technikę budowlaną, aby zbadać wytrzymałość i odpowiedzieć na pytanie: jak długo to postoi? Postało długo i stoi dziś, chociaż obrosło różnymi dobudówkami, garażami i szopami. W XXI wieku osiedle nawet stało się przedmiotem konfliktu własnościowego między uczelnią i mieszkańcami, którzy w znacznej części zasiedzieli się tu od lat pięćdziesiątych, gdy klucze do domków wręczała im dyrekcja szkoły POM. Zachęcam do wycieczki i obejrzenia sobie tego osiedla, a my tymczasem raźnym krokiem ruszamy na spotkanie fachowców, którzy właśnie skończyli zmianę na budowie Ursynowa Północnego. Idą do tramwaju przy Wyścigach. Idą ulicą Beli Bartoka. Tą dzisiejszą? Nie. Tą wczorajszą.

To już nie jest Summer of ’69, to jest rok 1976. Też lato. Podwinięte rękawy koszul, uśmiechy na twarzach, chociaż wiadomo – terminy gonią, bloki rosną, już w przyszłym roku wprowadzą się do nich pierwsi mieszkańcy. Za ekipą budowlaną po prawej mamy zachowane gospodarstwo, centralnie – bloki przy Końskim Jarze, a po lewej powoli rośnie Koncertowa. No a gdzie ta Beli Bartoka? Tu właśnie. Między gospodarstwami i ogródkami działkowymi. Ten odcinek zachował się do dziś. W tym samym miejscu. Tyle, że przebiega między Kopą Cwila, która wchłonęła te gospodarstwa po prawej i parkiem, w który z czasem zmieniły się ogródki działkowe po lewej. Na koniec jeszcze wrócimy na Migdałową, od której ta nasza wycieczka się zaczęła.

Migdałowa róg Nowoursynowskiej. To samo lato, co na początku. Sady, polna droga, drzewo dające trochę cienia strudzonemu fotografowi i krzyż. Sadów dziś nie ma, polnej drogi też nie – ale krzyż w parze z drzewem pozostały. Stańcie sobie przy wjeździe na teren stajni SGGW. Odwróćcie się. Będzie tam tylna brama prowadząca na osiedle. Obok bramy rośnie drzewo. Nieco wyższe, niż w 1972. I krzyż. Wciąż ten sam. Opatrzność ma w opiece nieliczne relikty ursynowskiej wsi i módlmy się, aby tak pozostało!
I jeszcze jedno. Utwór tytułowy, żeby nie było.