Tak, to jest koń. Jaki jest, każdy widzi. Skąd przyjechał, dokąd jedzie – dziś już trudno sobie to przypomnieć, ale obrazek jest zacny. Podobnie zresztą jak cały amatorski film z zimy 1980/81 i wiosny 1981 roku z okolic Szolc-Rogozińskiego.
Zanim zaproszę na projekcję – kilka słów wyjaśnienia. Skąd wiemy, że to akurat ta zima? Film nadesłał Andrzej Dudziec, którego siostra widoczna w kilku ujęciach urodziła się w lutym 1980 roku, a na filmie ma już około roku. Wyjaśnienie drugie: co to jest i gdzie? Konie ze zdjęcia tytułowego idą u podnóża Manhattanu, czyli najwyższych wówczas ursynowskich bloków przy Szolc-Rogozińskiego.
Tu widać, jak kawaleria przejeżdża przez zadaszoną wówczas rampę pawilonu przy Szolc-Rogozińskiego. To ten sklep z doskonałego zdjęcia Włodzimierza Pniewskiego…
…dziś – jak wyjaśnia Andrzej Dudziec – w pawilonie mieści się siłownia a zabudowana rampa jest salą do ćwiczeń. – Nie znam dokładnej historii z jakiej okazji były te konie/kuligi i raczej nikt już sobie nie przypomni – dodaje. Bo poza tym spacerem jest jeszcze kulig.
Na filmie widać, że bryczka i fura z sankami minęły wcześniej bloki przy Kulczyńskiego. Chyba. A jeżeli tak, to kierują się właśnie w stronę bazy budowlanej przy Płaskowickiej. Może to ta baza, z której zostały te cudowne dwa szare baraki na rogu Cynamonowej?
W dalszej części filmu akcja przenosi się na plac zabaw przy Szolc-Rogozińskiego, gdzie możemy też podziwiać klasyczne zabawy chłopców z placu budowy początków lat osiemdziesiątych.
– Jeszcze nie został zbudowany „Batmar” (ani oczywiście budynek z czerwonej cegły przy Cynamonowej) więc widać w tle ulicę Grzegorzewskiej – opisuje powyższe zdjęcie autor. – Na zdjęciach z urzędu miasta z 1982 widać, że teren pod budowę został już ogrodzony, a na nagraniu go nie widać (to w temacie datowania). Mama wiele razy opowiadała, jak się bała o starszego brata i inne dzieciaki bawiące się na tych wszystkich niedokończonych budowach i wraz z pozostałymi matkami biegały szukać swoich pociech – wspomina Andrzej Dudziec. Czas na projekcję.
Jeszcze w uzupełnieniu. W ostatniej części mamy śliczną Zastawę i wycieczkę z parkingu przy Szolc-Rogozińskiego do dębu Mieszko I. – Ach, co to był za szpan w tamtych czasach – opowiada autor. – Podobno szef mojego ojca, inżynier jeszcze przedwojenny nie mógł przeboleć, że taki młody chłopak kupił sobie taki samochód. Oczywiście za pieniądze przywiezione ze Skandynawii po kliku miesiącach pracy.
I to już koniec. W czasach DKF w Domu Sztuki w tym miejscu rozpoczynała się zwykle dyskusja – także proszę bardzo, zachęcam Państwa serdecznie.