Lingwista w istocie był poliglotą. Władał niemieckim, francuskim, szwedzkim i oczywiście angielskim – tym ostatnim nawet laboratoryjnie. Po wielu latach, w pawilonie przy Janowskiego został po nim szyld z ostatniego wcielenia – szkoły języków obcych i biznesu. To musiało być jednak long time ago.

Rosyjskiego uczono za darmo. W podstawówce. Ałfawit uże my znajem, uże piszem i czytajem. No ale horyzonty językowe w ostatniej dekadzie socjalizmu sięgały już nieco dalej. Angielski! Bez angielskiego ani rusz. Nawet, jeżeli żyjemy wciąż w zamkniętym PRL-u, to czuć już delikatny zefirek zmian i tylko patrzeć, jak granice zaczną trzeszczeć. A nawet jak nie zaczną, to z angielskim zawsze łatwiej pomyśleć o lepszej przyszłości. A więc: nauka. Tylko gdzie? Znacie jakieś polecane i sprawdzone miejsce? Oczywiście, że znamy. Wystarczy wziąć „Życie Warszawy”, które w stanie wojennym podpowiada rozwiązanie: Lingwista, a właściwie Spółdzielnia Oświata. Janowskiego 50. Nad księgarnią.

Życie Warszawy, 25 lutego 1982

Lingwista niesie kaganek Oświaty i zaprasza na kursy całoroczne oraz przyspieszone, wakacyjne. Te ostatnie to cztery spotkania w tygodniu, więc naprawdę ostra nauka. W ofercie jest też coś bardzo nowoczesnego, ostatni krzyk językowej mody. Kursy laboratoryjne, gdzie siedzi się w słuchawkach i odpowiada na pytania lektora, wzbogacone dodatkowo o elementy audiowizualne. Ośrodek na piętrze pawilonu przy Janowskiego staje się osiedlową Wieżą Babel.

Na górze jeszcze chyba oryginalny kolor. Zasadniczo kolorów tu sporo. Pawilon przy Janowskiego. Fot. Maciej Mazur
Pawilon przy Janowskiego. 2025, fot. Maciej Mazur

Każdy, kto uczy się angielskiego, prędzej czy później musi się spotkać z dialogiem lub czytanką o Fish and Chips. W pawilonie czytanka szła w parze z praktyką, bo na parterze działała również Centrala Rybna. Sklep Centrali o pięknej nazwie „Dary Morza” wypłynął jednak na niespokojne wody. Trudno wszak działać, gdy droga dojazdowa dziurawa a w samym sklepie brak telefonu. Co zrobić, gdy dorsza zabraknie? Albo – co gorsza – żywego karpia przed świętami? Dzwońcie po redaktorów! Ale jak zadzwonić, gdy nie ma telefonu? No właśnie! Jakoś jednak udało się zaalarmować redakcję „Życia Warszawy” i ta już wyciąga pomocną dłoń, rzuca rybakom ratunkowe koło.

Życie Warszawy, 19 grudnia 1988

No ale to tylko taka rybna dygresja. Wracamy do tematu. Lingwista chyba w pawilonie przetrwał dłużej niż jego sąsiad z dołu, Fish Central. Przystosował się do nowych czasów, albo przynajmniej podjął taką próbę, o czym świadczy szyld Studium Języków Obcych i Biznesu. Nie wiem, jak ten biznes poszedł, ale tam, gdzie dawniej uczono angielskiego metodą laboratoryjną, dziś jest chyba przedszkole. Jak samo o sobie pisze: językowo-artystyczne. All’s Well That End Well, jak pisał Szekspir.

Maciej Mazur
Rówieśnik Ursynowa (1977) i autor trzech książek o historii dzielnicy. Zawodowo reporter Faktów TVN i autor programu Ranking Mazura w TVN24.

Skomentujesz? Wiesz może coś więcej? A może autor się pomylił?