Idźcie przez zboże, we wsi buldożer stoi. Wieś już definitywnie znika, jest lato 1976 roku. Idziemy więc na spacer wśród ursynowskich zbóż, a tu taka zaskakująca perspektywa. Pałac Kultury, kotłownia i budynki SGGW oraz ten lasek po lewej. Trochę mi zajęło sprawdzenie lokalizacji, ale jestem prawie pewien, że ów lasek jest do dziś. Nie zgadniecie, gdzie go szukać.
Lipcowe słońce przygrzewa, kłosy zbóż już coraz bardziej się pochylają, ursynowscy rolnicy szykują się do żniw. Jeszcze jeden sezon, może dwa i pole wywłaszczą. Niedaleko stąd trwa budowa Ursynowa Północnego, na ten południowy też wkraczają już ekipy. Mierzą, kopią, zakładają wodociągi, kanalizację, wyznaczają siatkę ulic. Tu na przykład będą ulice Szolc-Rogozińskiego i Grzegorzewskiej. Już z grubsza wiemy, gdzie jesteśmy. Przed budynkiem kotłowni z wysokim kominem przebiegnie ulica Ciszewskiego. Zboże po prawej stronie zdjęcia przetnie Rosoła. A zagajnik? Drzewa rosną do dziś. U stóp Górki Imielińskiej, czyli na terenie oficjalnie zwanym Parkiem Polskich Wynalazców.

Odchodząc nieco na południe, podziwiamy szerszą pespektywę. Nasz lasek w centrum, po prawej widoczny komin kotłowni i Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego, która w 1956 roku dostała na swoje potrzeby tereny przy Nowoursynowskiej. Widoczne budynki wznoszono w latach sześćdziesiątych, czyli kiedy na początku kolejnej dekady Leopold Pytko przemierzał z aparatem fotograficznym pola południowej Warszawy, były jeszcze całkiem nowe. Forpoczta cywilizacji. Polnymi dróżkami kierujemy się na wschód, w stronę skarpy. Te dróżki mają zresztą swoje nazwy, to przecież już oficjalnie tereny miasta stołecznego. Ta, którą szliśmy, to ulica Nugat. Dochodzimy do Nowoursynowskiej.

Pusto tu, leniwe letnie popołudnie. Jeżeli coś przejedzie, to tylko furmanka. Ale całkiem stąd niedaleko do pętli autobusu 104. Zawraca na tych kocich łbach i łączy Wolicę z miastem. O, coś turkocze po kamieniach, wzbija tumany kurzu i warczy silnikiem. Jest, jedzie! Panie kierowco, pan się zatrzyma na żądanie. My chcemy do cywilizacji! Wsiadajcie. To przystanek na rogu Nowoursynowskiej i Cynamonowej. Dziś oczywiście ta druga ma zupełnie inny przebieg, ta pierwsza została tam, gdzie wtedy.

Jedziemy więc i podziwiamy. Ponieważ po drodze wehikuł czasu cofnął nas do przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, wokół nadal rozciąga się wieś spokojna, wieś wesoła. Jeszcze geodeci nie wkroczyli tu aby wyznaczać działki pod zabudowę przyszłego osiedla. Osiedle jest wciąż w dalekich planach. Wrrr, psss. Stop. Przystanek. Brama SGGW. Wysiadamy.

Nadjeżdża Syrenka ze swoim charakterystycznym śpiewem silnika, czyli szybko wymawianym „będę, nie będę, będę, nie będę, będę, nie będę”. Będzie. Będzie i Syrenka i garnitury kadry naukowej uczelni, która rozprawia o czym przed bramą główną kampusu. Brama do dziś jest ta sama, drzewa nieco się rozrosły, no i oczywiście nie ma kocich łbów. Jest asfalt.

Asfalt widzimy już na zdjęciu z 1976 roku. Dwusuwy nadal trzymają się mocno. W duecie z Syrenką może teraz wystąpić Trabant, wybijający swój gang w rytm nieco późniejszego przeboju „Crazy Frog”. Miejska cywilizacja wkracza tu coraz śmielej. Kto spojrzy na zachód, zobaczy już las dźwigów wznoszących Ursynów Północny. Budynki SGGW przetrwają do dziś, między nimi wyrosną okazy nowoczesności przełomu wieków, stara kotłownia pójdzie pod kilof. Zobaczymy ją jeszcze na zdjęciu z 1983 roku. To kampus uczelni widziany zza ulicy Ciszewskiego.

Na pętli autobusowej zawraca właśnie Ikarus linii 182. Możemy nim wrócić do centrum miasta, albo wysiąść na jeszcze jednym przystanku.
Biblioteka SGGW. 9 maja, piątek, godzina 13.30. Zapraszam na spotkanie, wstęp wolny. Będę opowiadał właśnie o tym, jak na polach Ursynowa przestało rosnąć zboże a zaczęły wyrastać bloki.