Środek wakacji na razie nas nie rozpieszcza, ale zanim zaczniecie narzekać patrząc na kolejne przechodzące mokre fronty, przypomnijcie sobie co się działo, gdy z nieba spadał taki prawdziwy letni Warszafski deszcz.
Załóżcie gumiaki. Albo może lepiej wodery. Przygotujcie kajak, wiosła i deskę. Przed nami wycieczka po prawdziwych ulewach. Zaczynamy w 2002 roku. Niezbyt lotni dziennikarze nadużywają zwykle zdania „ulice zmieniły się w rwące potoki”, więc go nie użyjemy – bo i to nie żaden rwący potok, tylko prawdziwa rzeka. Ulica Belgradzka z tytułowego zdjęcia zmieniła się w szeroki Dunaj, który zamiast po Starówce płynie sobie po Natolinie. Patrzcie, nawet pumę zalało.
Forda Pumę oczywiście. Zdjęcia z tego potopu natolińskiego znalazłem wieki temu na niezapomnianym portalu grono.net. Może ktoś się do nich przyznaje? Albo chociaż do teh biednej wodnej pumy? Osiem lat później kolejną ulewę, która zmienił Natolin w Wenecję, sfotografowałem już sam. To jest skrzyżowanie Lanciego i Płaskowickiej. Taksówkarz liczy jeszcze na parę kursów tego dnia i nie chce podzielić losu auta uwięzionego po lewej stronie w głębinach Płaskowickiej, więc postanowił ewakuować się na suchy chodnik. Albo przynajmniej trochę mniej mokry.
Ten 2010 rok ogólnie był dość mokry. Wisłą przechodziła fala powodziowa, premier Tusk jeździł po kraju w brązowej kurtce militarnej, na Saskiej Kępie kładziono worki z piaskiem, mieszkańcy Wilanowa niepokojąco dopytywali o stan wałów nad Wisłą a na Stokłosach tradycyjnie i regularnie zalewało stację metra.
Ze stacją Stokłosy już tak niestety jest, że ma dość niekorzystne położenie. Od wschodu niecka przy sklepie ze spływem w kierunku stacji, od zachodu długa pochylnia, której nie powstydziłby się Kanał Elbląski. Idealna dla deszczówki szukającej ujścia. Utrapienie z tymi nawałnicami, chociaż są też tacy, którzy próbują wykorzystać te krótkie chwile zanim woda – cytując ówczesnego prezydenta – spłynie do Bałtyku. Oto surfer złapany podczas treningu na chodniku przy Alei KEN.
Właściwie to chyba mamy tu skimboarding, czyli ślizg po płytkiej wodzie. Nieoczekiwanie w roli sportu miejskiego, ale tak to już jest, gdy DJ Deszczu Strugi zbytnio się rozkręci.
Maciuś tak się tu lansujesz na warszawiaka, ursynowiaka z urodzenia…powinieneś wiedzieć że to nie jest żadna taksówka tylko protoplasta dzisiejszego ubera czyli przewóz osób :). Myślę że paru starych cierpów mogłoby się obrazić ha ha ha. Pozdro dla kumatych
grosik 😉 Z winalowa na Kabaty za 12 ziko 🙂